Pamiętacie kreskówkę pod takim tytułem? Muszę się przyznać, że jako nastolatka uwielbiałam ją oglądać - w Polsce emitowano ją w latach 90 (dawno, dawno temu!!!). Fajny był też film fabularny z Matthew Broderickiem w roli głównej o takiej samej nazwie. Lekki, przyjemny, do obejrzenia w niedzielne popołudnie z rodzinką. Jeżeli ktoś nie wie o czym mówię, to wyjaśnię: bajka/film opowiada o ciapowatym detektywie, który dzięki wynalazkom technicznym zamieniał się w super agenta. Nie były to oczywiście iPady, iPhony, czy inne i... coś tam. Ale myślę, że jak dziś by powstawała taka kreskówka, to nazywałaby się "iInspektor".
Temat wpadł mi do głowy kiedy usłyszałam o wejściu na rynek nowej wersji iPhone'a - numer 5. Cieńszy, lżejszy, oczywiście iTouch, z ogromnym - jeszcze większym niż dotychczas wyświetlaczem, mieszczącym kolejny rządek ikonek(?!), z lepszą rozdzielczością, szybszym procesorem, z możliwością wykorzystania karty nano-SIM... itd. Ogólnie produkt z serii... "must have". Jestem reformowalna i wiele z tego rozumiem (nie wszystko, ale sporo), jednak dla większości moich rówieśników to już jest inna planeta! Nie taka odległa jak dla moich rodziców, ale jednak inna. I tak z rozrzewnieniem zaczynam wspominać...
Telefon stacjonarny, albo jeszcze lepiej - brak telefonu w domu (na przyznanie numeru czekało się sporo czasu, chyba że miało się wejścia gdzie trzeba) i korzystanie z budek telefonicznych. Jak się chciało z kimś umówić, wyjść na dwór, do kina, trzeba było po prostu iść do danej osoby do domu i zapukać/zadzwonić... ale do drzwi!!!
Spotkania u kolegów i koleżanek żeby obejrzeć na wideo "Rambo", czy "Amerykańskiego Ninja". Wypożyczanie kaset VHS w "Beverly Hills" - to było całkiem niedawno, a wydaje się, jakby 100 lat temu.
Słuchanie Niedźwieckiego i jego listy przebojów w "Trójce" o 20 w piątek, żeby nagrać na kasetę najnowsze przeboje - zawsze z głosem pana redaktora na początku i końcu utworu. Trzeba było mieć refleks i wbić się prawie idealnie - było to trudne!!! A potem wysłuchiwanie swoich nagrań na walkmanie. Tragedia, jak kaseta się wkręcała... wtedy w ruch szły ołówki i ponowne nakręcanie taśmy. Potem Diskmany i wypalanie płyt CD - całkiem niedawno, a jakby 100 lat temu.
Jakim kosmicznym gadżetem był elektroniczny zegarek z kalkulatorkiem, czy aparat Polaroid, który niemal natychmiast po zrobieniu zdjęcia drukował je. Magia.
Jeśli natomiast chciałam się napić wody gazowanej... musiałam mieć naboje i syfon, do ich naładowania.
Ha... to dopiero była inna planeta!!!
I kilka fotek:
chcę na tą inną planetę :))
OdpowiedzUsuń