wtorek, 15 stycznia 2013

Spacer Ekstremalny...

Zapewne wiecie, że decyzje podejmowane w ostatniej chwili są z reguły decyzjami nietrafionymi. Najlepsze są te przemyślane, przedyskutowane...
No, ale jeżeli chodzi o poranny spacer z psem, to człowiek się nie zastanawia i działa. Wczoraj przyszedł mrozik, więc dziś rano pamiętając przemarznięte kolana zadecydowałam o cieplejszym odzieniu i... butach. Jednak nie chciało mi się szukać moich śniegowców - schowanych na "dnie" szafy w piwnicy i wybrałam co miałam "pod ręką". To były Emu...
Skusiło mnie ciepełko jakie trzymają nawet w największe mrozy!!!
Gdy wyszłam "na dwór", dla tych z południa: "na pole" - w moim przypadku to drugie bardziej trafne, i zobaczyłam to!!!


Zadecydowałam więc, że przejdę się dookoła stawów. Decyzja nie przemyślana, powzięta pod wpływem impulsu - co spowodowało, że spacer stał się "sportem ekstremalnym"!!!
Zastanawiacie się dlaczego???
No cóż... moje Emu to raczej wersja "letnia". Nie to, że nie grzały!!! Było ciepło jak diabli, ale ich podeszwa jest już tak wyślizgana, że na okrążeniu zaliczyłam kilka "orłów". Upadki nie były jeszcze takie najgorsze, bo oprócz tłuszczyku chroniły mnie tony ubioru! Najbardziej nieprzyjemne okazały się uniki od upadków. Średnio co 10 kroków albo się rozjeżdżałam, albo ślizgałam w przód na piętce, albo kosiłam drugą nogę. Odruch bezwarunkowy - ratujesz się mimo wszystko. I tak czuję się jak po ciężkim treningu bez rozciągania!!!
Aby podziwiać widoki, zmuszona byłam zatrzymać się na moment i podnieść wzrok, który cały czas śledził morderczą, zaśnieżoną ścieżkę.
Ale warto było się zatrzymywać...





Dziwicie się dlaczego na zdjęciach nie ma mojego pupila? No cóż... delikatnie mówiąc - olał mnie!!! Zrobił to dla suczek z cieczką, których teraz w naszym fyrtlu jest mnóstwo!!! Na koniec spaceru, ślizgałam się więc po okolicznych uliczkach szukając mojego kundla. Trwało to około 30 min. Znalazłam go u suni na przeciwko mojego domu!!!!!!!!!!
Spacer Ekstremalny!!!

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Choroba nie pomogła...

Mój sposób na wyprzedaże? Choroba, a jeżeli takiej nie ma to omijanie szeroooooooookim łukiem Galerii, OutLetów, Centrów Handlowych itp.
W tym roku los okazał się "łaskawy" i zapodał mi po świętach jakieś choróbsko. Początkowo - około tygodnia, chciałam wyplewić paskudztwo sama. Babcine sposoby niestety na niewiele się zdały i ruszyłam do lekarza. Tam czekała na mnie szczera i zaskakująca diagnoza... zapalenie oskrzeli oraz ostra reprymenda od pani doktor - dlaczego nie pojawiłam się u niej między świętami, bo nie byłoby tak tragicznie!!!! Nie tłumaczyłam jej, że wyprzedaże, że strach przed wyjściem z domu. Chyba by mnie nie zrozumiała!!! Kiedy jednak pojawiły się trudności z oddychaniem, zaniepokoiłam się i ruszyłam do centrum, gdzie gabinet ma mój lekarz rodzinny. I wiecie co? Jakoś tak dziwnie, zupełnie przez przypadek do wykupienia zapisanych lekarstw wybrałam aptekę... w Galerii Handlowej! Dalszego ciągu się domyślacie... sale 50%, wyprzedaż do 70%, obniżka 30%, likwidacja sklepu - do 90% mniej!!! Te lekarstwa był bardzo drogie!!! Teraz wiem, że następnym razem do apteki wyślę męża... chyba.




Niestety nadal jestem chora. Kaszel nie ustaje, katar zatyka nos i zatoki. Prawdopodobnie będę zmuszona znowu jechać do lekarza aby zmienić antybiotyk, ponieważ poprzednio przypisany nie działa. I tak, znowu czeka mnie wyprawa do centrum. Moje uczucia są mieszane... wysłać do apteki męża, czy może wykupić "lekarstwa" sama???